Ostatnia aktualizacja artykułu 2020/06/18
Nieco ponad dwa miesiące temu, bo w 27 kwietnia, odbyło się E-commerce Berlin Expo, czyli międzynarodowa impreza dla podmiotów związanych z e-handlem, której organizatorem była Fundacja Polak 2.0. Z czym wiązała się praca nad tak dużym eventem i jak jego przebieg oceniają twórcy? O tym i o wielu innych aspektach dotyczących targów w Berlinie rozmawiałam z Markiem Tomaszewskim i Adamem Zygadlewiczem, którzy wspominają, że były to chyba najtrudniejsze targi nad jakimi pracowali, bo startując na nowym rynku, zaczynali od zera i musieli zbudować sobie pozycję wiarygodnego partnera biznesowego.
Spis treści
Marta Komar: Przygotowując się do tej rozmowy, znalazłam w sieci tylko jeden interesujący wywiad z Tobą na temat Waszej Fundacji – na blogu Artura Kurasińskiego. Był to materiał jeszcze z 2010 roku, czyli z okresu kiedy jeszcze nie organizowaliście swojej flagowej imprezy – Targów eHandlu. Czy możesz opowiedzieć nam Waszą historię, patrząc z perspektywy tych siedmiu lat od założenia Fundacji?
Adam Zygadlewicz: Skłonność do udzielania wywiadów spada u mnie wraz z wiekiem. Myślę, że to przez wzrost świadomości tego, jak wiele osób z branży lepiej odnajdzie się w tej roli, bo czuje, że ma coś mądrego do przekazania, osiągnęła jakiś kamień milowy w rozwoju swojej osoby lub projektu. Ja tego nie czuję… Czuję natomiast presję ultradynamicznego rynku, presję uświadomionych braków własnej wiedzy, presję dokonań, z których sam będę dumny… oraz potrzebę robienia czegoś od zera, świeżego.
Początki Fundacji są nierozerwalnie złączone z historią coworkingu, a później spółki Netguru (z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Kubę Filipowskiego i Wiktora Schmidta). Można by powiedzieć, że podczas gdy Netguru przecierało szlaki w branży nowoczesnego developmentu aplikacji, Fundacja podejmowała kroki, by spełnić zakusy event marketingowe tego rodzaju firm. Nigdy nie ukrywaliśmy, że nasze pierwsze eventy stanowiły nie tylko wartość dla środowiska, ale także promowały nas samych. Dzisiaj sytuacja wygląda trochę inaczej. „Targi eHandlu” są marką niezależną, a my – organizatorzy (już jako Fundacja Polak 2.0) jesteśmy trochę „no name”.
Organizacja Targów była konsekwencją organizacji Shopcampów (ogólnopolskich, otwartych spotkań pasjonatów e-handlu w formule barcamp) i sugestii Konrada Latkowskiego, że warto zrobić coś bardziej nastawionego na networking i prezentującego panoramę rozwiązań. Myślę, że sam bym na to nigdy nie wpadł, albo wpadł zdecydowanie za późno.
Z perspektywy tylu lat wierzę, że udało nam się je zorganizować i rozwinąć dzięki olbrzymiemu zaangażowaniu osób, z którymi mogłem współpracować oraz reżimowi kosztowemu (większość procesów produkcyjnych realizowaliśmy sami). Znajomość „branży startupowej” oraz świadomość tego, jakie formuły eventów są dla niej charakterystyczne i cieszą się popularnością w środowisku miały tutaj niebagatelne znaczenie. Mam na myśli budżetowe, ale też generujące realną wartość *campy w całej Europie, w których uczestniczyliśmy przez lata (Barcamp Berlin, Startup Jam, Barcamp London).
Myślę, że ten startupowy rodowód jest pewnym ograniczeniem w mojej obecnej branży. Eventy mocniej bazują na „świecidełkach”, chwilowych uniesieniach, wartościach premium… Ja nie jestem w stanie takich wydarzeń zaprojektować i wyprodukować. Jestem orędownikiem „uczciwego deala” i to się często na mnie mści.
M.K.: Organizujecie wiele znanych imprez: Targi eHandlu, Targi Mobilne i Kongres eHandlu, ale z tego co wiem, robicie jeszcze kilka innych projektów. Mógłbyś mi o nich opowiedzieć?
A.Z.: Dzięki organizacji Targów eHandlu i generowaniu pewnej nadwyżki finansowej mamy możliwość porywać się na rzeczy, które zablokowałby pierwszy lepszy Dyrektor Finansowy, którego póki co nie mamy! 🙂 Takich inicjatyw było wiele, ale ich tutaj nie wymienię. Potencjał nowych projektów oceniamy według kilku kryteriów:
- Ile nam sprawią przyjemności?
- Jakie mają znaczenie rynkowe/środowiskowe?
- Jaką generują przewagę konkurencyjną?
- Na ile wiążą się z innymi projektami (kompetencje, komunikacja, istniejące zasoby)?
Dość często całkowicie ignorujemy kwestie budżetowe i zasobowe.
W zasadzie nie możemy o żadnym projekcie powiedzieć, że został zawieszony. To, że czegoś nie robimy w tym roku nie oznacza, że nie powróci w kolejnym. Np. absolutnie nie można powiedzieć, że „Profesjonalista w eHandlu” został zawieszony. Projekt okazał się bardzo wymagający i czeka na „drugie rozdanie”. Certyfikacja kompetencji – szczególnie w tak dynamicznej branży jak e-commerce – to bardzo wymagające i odpowiedzialne zadanie. Mamy kilka pomysłów, jak to zrobić lepiej.
M.K.:Jesteście już bardzo doświadczonymi organizatorami imprez o tematyce e-commerce, ale pierwszy raz organizowaliście targi za granicą, dokładniej mówiąc – w Berlinie. Dlaczego wybraliście akurat to miasto i dlaczego teraz?
A.Z.: Doświadczenie związane z event managementem to tylko jeden z czynników składających się na potencjalny sukces biznesowy eventu. Tutaj kluczowe są konkretne liczby, emocje i szansa na organizację kolejnych edycji. Uznaliśmy, że akurat w Berlinie mamy szansę dowieźć „nasze wartości” i jest tam stosunkowo niski próg wejścia (większość logistyki mogliśmy „zaimportować”). Berlin jest też troszkę eventowo zaniedbany. Dlaczego teraz? Dobre pytanie.
Marek Tomaszewski: Samo wejście do Berlina zdecydowanie bazowało na założeniach, że jest to miasto zaniedbane e-commercowo i stosunkowo tanie, jak na Europę Zachodnią. Dość szybko pozbyliśmy się jednak tych złudzeń. To miasto, w którym scena startupowa tętni życiem i organizowane są dziesiątki eventów branżowych tygodniowo. Ludzie są wymagający, znają swoje potrzeby i trudno przekonać ich do pojawienia się akurat na twojej imprezie.
Gdy zaczynaliśmy, zrobiliśmy spory research… a przynajmniej tak nam się wydawało. Większość dużych wydarzeń targowych w Niemczech odbywa się na zachodzie. Nie wiedzieliśmy jednak, że duża impreza e-commerce’owa wyniosła się z miasta, bo nie udało się zapewnić odpowiedniej frekwencji. Całe szczęście, że wtedy o tym nie wiedzieliśmy, a po fakcie wiemy już, że jednak się da…
M.K.: Od imprezy minęło już ponad dwa miesiące. Jak oceniacie Targi?
M.T.: Jako organizator nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni. Otrzymaliśmy bardzo dużo pozytywnego feedbacku, szczególnie od niemieckich firm. Z mojego punktu widzenia E-commerce Berlin Expo to chyba najtrudniejsze targi nad jakimi pracowałem. Mieliśmy swoje założenia odnośnie tego jak będzie wyglądać praca nad targami, ale założenia nie zawsze się sprawdzają. Startując na nowym rynku, zaczynaliśmy tak naprawdę od zera i musieliśmy sobie zbudować pozycję wiarygodnego partnera biznesowego.
Sam pomysł wyjścia za granicę zrodził się z rozmów z wystawcami Targów eHandlu, którzy mocno zachęcali nas do rozszerzenia działań na inne rynki. Mieliśmy wizję, że będziemy platformą, która połączy zachodni rynek e-commerce ze wschodnim, impreza stricte CEE, z założeniem, że ułatwimy polskim firmom wyjście do Niemiec, a niemieckim sklepom dostęp do tańszych usługodawców.
Organizując ten event, poświęciliśmy mnóstwo czasu przede wszystkim na budowanie relacji z niemieckimi organizacjami, takimi jak Meet Magento Association czy BVOH (niemiecki odpowiednik E-commerce Polska) oraz mediami branżowymi. Jako zupełnie nieznana firma, musieliśmy na początku pokazać, że jesteśmy wiarygodnym partnerem. Było to dla nas nowe doświadczenie, ale dzięki tym wysiłkom zagraniczne firmy stopniowo zaczęły się do nas przekonywać. Finalnie mieliśmy ponad 70 wystawców, z czego 40% z Niemiec, 40% z Polski, a pozostałe 20% było miksem narodowości (Francja, Holandia, Czechy, USA). Chociaż prawda jest taka, że na początku, w momencie startu przygotowań, tylko kilka polskich firm zadeklarowało chęć uczestnictwa w wydarzeniu. Zmieniło się to dopiero później. Był to trudny moment, ale zmotywował nas do jeszcze cięższej pracy.
Nie mamy jednak prawa narzekać, bo kilka rzeczy nas także miło zaskoczyło. Pozytywną niespodzianką było między innymi duże zainteresowanie znanych brandów, które zwykle nie angażują się w imprezy tego typu w Polsce. Wystawcami byli m.in. Adidas, Mercedes-Benz, Accor Hotels, Bonprix, Conrad, Axel Springer czy Saturn. Znanych marek przybywało i w pewnym momencie przestało robić to na nas takie wrażenie. Dodatkowym plusem tego, że impreza odbywała się w Berlinie było to, że o wiele łatwiej było nam dotrzeć do światowych brandów, takich jak Zalando, Otto, Google, Samsung czy OroCRM (Yoav Kutner, twórca Magento był prelegentem!).
Takich marek i takiej agendy nie mieliśmy jeszcze nigdy – poczuliśmy, że to było coś więcej, że gramy teraz w pierwszej lidze.
W tym miejscu pozostaje nam podziękować tym, którzy nam zaufali i zaprosić wszystkich na kolejną edycję E-commerce Berlin Expo, która odbędzie się 2 lutego 2017 na Station Berlin. Jedno jest pewne – teraz będziemy jeszcze więksi i jeszcze głośniejsi! 🙂
M.K.: Ostatnio można zauważyć, że w Polsce popularne stały się eventy tematyczne, organizowane przez firmy zajmujące się wdrażaniem takich rozwiązań, w celu ich popularyzacji oraz edukowania rynku. Mamy M@il My Day (Freshmail), czy Marketing Automation Congress (SalesManago). Co sądzisz o tym trendzie?
A.Z.: To rzeczywiście mocny trend. Myślę, że event marketing jest najlepszym kierunkiem w strategii promocji dla firm, których stać na stanowisko event managera. Przy dobrym pomyśle może okazać się bezkosztową promocją, której dodatkowym beneficjentem jest także środowisko. Win-Win!
Konferencje branżowe będą organizowane dopóki ludzie nie będą mieli nawyku ciągłego rozwoju i nie zmienią się proporcje wykorzystania internetu do rozrywki vs. nauki 🙂 Potrwa to na pewno jeszcze kilka lat. Najlepszą odpowiedzią na pytanie „czy takie konferencje są potrzebne” jest ich frekwencja. Jak widać są.
M.K.: Jako Furgonetka też podjęliśmy się organizacji własnej konferencji. We wrześniu odbędzie się pierwsza edycja eDelivery. Chcemy, aby było to wydarzenie w całości poświęcone e-logistyce oraz posprzedażowej obsłudze klienta. Czy moglibyście dać nam (i innym organizatorom) kilka dobrych rad dotyczących organizacji eventów w branży e-commerce?
A.Z.: Przede wszystkim gratuluję decyzji. Na pewno dacie radę! Uczestniczyliście w wielu eventach i wiecie, co stanowiło dla Was realną wartość, co warto dodać, a co zmienić.
Jeżeli chodzi o rady dla event managerów, to mógłby tutaj powstać szkic książki, ale takie najważniejsze kwestie to:
- Dobra umowa z dostawcami zewnętrznymi.
- Unikanie miejsc, w którym są wyłączności. W takich wypadkach zawsze kuleje jakość, a finalna jej ocena niestety spada na organizatora (jeśli nie da się tego obejść – punkt a. jest szczególnie istotny).
- Czas na networking. Wiedza jest ważna, ale poczucie uczestnictwa w społeczności i pamięć o wydarzeniu wyrabia się mając kontakt z drugim człowiekiem.
- Absolutnie zero kompromisów w kwestii dostarczanej wartości merytorycznej.
- Nadmiar informacji jest lepszy niż ich brak. Jednocześnie warto dbać o to, by nie przekazywać zbyt wielu informacji uczestnikom w jednym momencie.
- Warto wypunktować sobie Kluczowe Czynniki Sukcesu, czyli “must haves” i wiedzieć co jest tylko miłym dodatkiem.
- Dedykowana osoba od gaszenia pożarów, która nie może mieć żadnych innych odpowiedzialności (typu konferansjerka).
- Znajdź sposób na zaangażowanie uczestników (najlepiej już przed eventem) – niech czują, że organizator ma serce i organizuje ten event, bo ma na niego konkretny pomysł.
M.T.: Adam poruszył już większość kwestii związanych strice z organizacją. Ja na co dzień zajmuje się głównie promocją naszych wydarzeń i tworzeniem agendy. Mogę od siebie dodać, że warto próbować jak największej liczby działań promocyjnych, a następnie mierzyć ich efekty (tak, banał…). Nie warto tracić czasu na współpracę z mediami czy wydawać pieniędzy na mailingi, które nie konwertują. Warto z kolei zbudować sobie społeczność mniejszymi wydarzeniami, wsparciem wartościowych organizacji i mediów oraz odpowiednio skrojoną reklamą PPC. Promocja kosztuje, ale mając dobrą agendę wydarzenia – na pewno zadziała.
Powodzenia i dzięki za wywiad!
M.K.: To ja dziękuję!
Źródło zdjęcia głównego: depositphotos.com